Z harcerskimi pozdrowieniami od Dzikiego Kota
Czuwaj!
Trudno o osobę bardziej kochającą dzieci niż Janusz Korczak. To wspaniały wychowawca i opiekun, który może być wzorem dla każdego harcerskiego instruktora.
W dniu wybuchu wojny miał już 60 lat, nie był człowiekiem młodym, ale tez starość jeszcze go nie dogoniła. Prowadził bardzo aktywne życie, był pisarzem, felietonistą, lekarzem, żołnierzem - i przede wszystkim wielkim miłośnikiem i opiekunem dzieci. O jego życiu zawodowym napisano wiele, więc nie będę pisać kolejnej notki biograficznej. Bardziej chciałbym się skupić na jego podejściu do wychowania dzieci i młodzieży, bo to jest temat znacznie ważniejszy dla każdego harcerza i instruktora.
Janusz Korczak nie popierał żadnej ideologii politycznej ani edukacyjnej. Jedyną ideologią było dla niego traktowanie każdego dziecka jako jednostki samodzielnej (odpowiednio do wieku i rozwoju), która nie tylko ma prawo do szczęścia, zabawy i po prostu bycia dzieckiem, ale przede wszystkim jest samostanowiącym, myślącym i odpowiedzialnym za siebie człowiekiem. W dzisiejszych czasach jest to dla nas oczywiste; wtedy takie nie było.
Pan Doktor, jak go nazywano, każdemu dziecku, którym się opiekował pozwalał rozwijać się w jego własny sposób. Był dla tego dziecka pomocą, opiekunem i mentorem, wpływał na nie wychowawczo, ale jednocześnie pozwalał na samodzielny rozwój i odkrywanie własnych mocnych i słabych stron. Zapewniał prawo do dzieciństwa i zabawy, jednocześnie motywując do pracy i samodzielności. To, co w jego podejściu do wychowania wydaje mi się najbardziej harcerskie, to właśnie połączenie praw dziecka, na które zwracał niebywałą uwagę, z obowiązkami wynikającymi z bycia tego dziecka częścią rodziny i społeczeństwa.
I tak właśnie, według mnie, powinno wyglądać harcerskie wychowanie: pozwólmy najmłodszym członkom ruchu harcerskiego na bycie dziećmi, pozwólmy im na nieskrępowaną zabawę i radość, pozwólmy po prostu na beztroskę dzieciństwa. Ale jednocześnie wymagajmy pracy nad sobą, nakłaniajmy do wywiązywania się z codziennych obowiązków w sposób wykraczający poza odrabianie lekcji - zmywanie naczyń, sprzątanie piwnicy czy odśnieżenie chodnika to nie są prace wykraczające poza możliwości dziesięcioletniego dziecka. I nie są odbieraniem mu dzieciństwa. Wręcz przeciwnie - przez możliwość wykonania obowiązków w swoim tempie i na swój sposób tworzymy podwaliny dla odpowiedzialnego wkroczenia w wiek nastoletni, a następnie w dorosłość.
Niestety, coraz częściej wyręczamy naszych podopiecznych w zajęciach i czynnościach, które kiedyś dla harcerza były na porządku dziennym - zamiast samodzielnego mycia menażek (nie mówiąc już nawet o gotowaniu!) mamy na obozach kuchnię, talerze i zmywarki; zamiast budowania łóżek (tak, wiem, przepisy...) mamy kanadyjki i karimaty; zamiast rozbijania namiotów przyjeżdżamy do bazy obozowej gdzie wszystko już na nas czeka gotowe...
Więc pozwólmy przynajmniej na samodzielne przyszycie plakietki obozowej czy guzika od munduru, nawet jeżeli ma to trwać dwie godziny. W przyszłości może się okazać, że to były bardzo ważne dwie godziny.
Bo dobre wychowanie i prawdziwa miłość do dziecka to nie wyręczanie go we wszystkim, ale nauka życia.
Przy okazji haftowania naszywek dla drużyny harcerskiej z Poznania, naszło mnie kilka myśli związanych z ich patronem - Januszem Korczakiem.